niedziela, 9 grudnia 2012

makaron ze świeżym szpinakiem i suszonymi pomidorami

Długo nie gotowałam. Nie miałam czasu nic a nic. Mało jadłam, do ostatniej wizyty u Pani Basi i pogrożenia palcem. Było mi zimno, śpiąco i drażliwie. Okazało się, że to nie tylko zwykłe przemęczenie, ale moje "niejedzenie" spowodowało znaczny spadek tkanki tłuszczowej w organizmie. Aż do 9% (norma to ok. 12-14%). Trochę się przestraszyłam i zaczęłam dosłownie zjadać kotlety. Zjadłam dwa i nie mogę więcej... Postanowiłam znaleźć czas na gotowanie.
Zamarzyłam o makaronie z semoliny pszennej. Mniam! Jest w szafce, wiec nie trzeba iść do sklepu! Miałam także świeży szpinak, który delikatnie udusiłam na masełku z czosnkiem. Dodałam suszone pomidory i trochę podstawowych przypraw (pieprz, sól, papryczka chili). Wymieszałam z makaronem, dodałam świeżo otarty parmezan, bazylię i kiełki z rzodkiewki. I jest! I jakie pyszne!






Koleżanka poleciła mi jeść ziarno owsa. Nie miałam jeszcze czasu się za tym rozejrzeć, ale mam nadzieję, że moje zaległości kulinarne powoli będę nadrabiać. W szafce mam jeszcze zaległą czerwona soczewicę, którą kupiłam na zupę. Ach, kiedy ja się ogarnę?! Może na Święta??


piątek, 9 listopada 2012

Wszystko tak szybko się dzieje.. Nawet nie zauważyłam, że już listopad. Dopiero dziś zmieniłam tapetę na moim pulpicie na listopadową z magazynu oczywiście. Dużo się dzieje rzeczy dobrych i mniej dobrych a czasem nawet złych. Nie ma już ze mną Fagota, mojego prawie szesnastoletniego psa. Myślę o nowym, ale na razie tylko myślę. Mam studia, mega ciekawe. Bardzo dużo pracy, czasem myślę, że za dużo.
Wczoraj w Warszawie odbył się premierowy pokaz realizacji telewizyjnej (dla TVP Kultura) spektaklu teatralnego, którego jestem producentem też. Muszę przyznać, że fajnie to zorganizowałam. Właściwie to jestem z siebie dumna, niby nic, a jednak. Spójrzcie jak to wyglądało, przynajmniej od tej kulinarnej strony.

 

 


wtorek, 9 października 2012

rosół

Dopadło mnie przeziębienie "jakniewiemco". Rozgrzewam się lipą z sokiem malinowym i cytryną. No i rosołem.

poniedziałek, 24 września 2012

jabłka na jesień

Dostałam najpyszniejsze jabłka na świecie. Duże, twarde, soczyste, pachnące.... czerwone. Z takiej ilości mogę upiec szarlotkę a i tak zostaną mi jeszcze na II śniadanie przez cały tydzień. I upiekłam.


Mama przysłała mi mój stary, sprawdzony przepis. Zresztą moja koleżanka piecze ekstra szarlotkę wg. tego przepisu (dodaje na wierzch ubitą śmietanę / moja jest w wersji lihgt).

Składniki:
             - 3,5 szklanki mąki
             - 1 margaryna
             - 3/4 szklanki cukru
             - cukier waniliowy
             - 1 łyżeczka proszku do pieczenia
             - 4 żółtka
            
             - 10 dużych jabłek
             - cynamon
              - sok z cytryny

Przygotowanie:
I tu mała modyfikacja. Rozpuszczamy margarynę i odstawiamy do całkowitego wystudzenia. Jest to super opcja dla zrobienia kruchego ciasta (zaoszczędza czas i energię, która była pożytkowana w monotonne siekanie margaryny z mąką). Ze składników (bez żółtek) swobodnie wymieszać ciasto. Dodać żółtka i zagnieść ciasto.

Podzielić na 2 nierówne części. Większą wygnieciemy na spodzie, mniejszą zetrzemy na wierzch tworząc smaczna kruszonkę. Zawinąć ciasto w folię i włożyć na 30 minut do zamrażalnika.

Do startych jabłek dodać sok z cytryny i cynamon. Ja dodałam jeszcze kardamon.

Blachę posmarować masłem i posypać bułką tartą, wyłożyć ciasto i posklejać bez dużych brzegów. Odsączyć jabłka z soku (wycisnąć w rękach) i wyłożyć na ciasto. Pokruszyć pozostałą część ciasta na wierzch - można zetrzeć na tartce. Piec około godziny w 180 - 200 stopni.


Szarlotkę wzięłam ze sobą na wycieczkę, dla przyjaciół. Smakowała. Mi też! Wieczorem ponad program zjadłam jeszcze jeden kawałek. Jest niesamowita. To ten kardamon. Dodaje jej charakterystycznego, ostrzejszego, korzennego smaku i aromatu.

sobota, 22 września 2012

dobra jesień

Po pięciu miesiącach zdrowego odżywiania, pod ścisłą kontrolą dietetyka, mogę w końcu powiedzieć - udało się. Udało się zgubić 7 kg. Udało się zyskać ładną, świeżą cerę. Udało się odpowiednio nawodnić organizm. Udało się zrezygnować ze słodyczy w ilościach przerażających. Udało się systematycznie jeść, mimo nieregularnej pracy, wyjazdów, pokus i lenistwa. Przede wszystkim udało mi się zyskać z tego powodu dobre samopoczucie. I choć już nie mam osobistego menu - próbuję sama komponować sobie wartościowe dania.

I tak mój dzień bogaty jest w: papryki, pomidory, pełnowartościowe pieczywa, ser kozi, łososia, chude wędliny, jaja, dynię, cukinię, melona, śliwki, awokado, jabłka, marchewki, brokuły, kalafiory, figi... Podstawą oczywiście jest śniadanie. Niezastąpiona owsianka. Koniecznie z duża ilością siemienia lnianego i otrąb pszennych. I z żurawiną suszoną. Lubię. Czasem zastępuje owsiankę kanapką.

Chleb z ziarnami, ser twarogowy kozi (z Celejowa) i łyżeczka konfitury z jarzyn, jagód i malin lub właśnie z niesłodzonej żurawiny. Kozi twaróg podobno rewelacyjnie smakuje z tymiankiem cytrynowym. Koniecznie muszę spróbować!



 Tymczasem moim ogromnym sukcesem jest to, że przyjęto mnie na studia podyplomowe w Łodzi. Organizacja produkcji filmowej i telewizyjnej na PWSFTViT. Kto mnie zna ten od dawna wie, że ta szkoła to był mój cel od dawien dawna. Taką jesień to ja lubię :)


niedziela, 9 września 2012

roztocze

Dobrze jest odrobinę zwolnić. Zawieruszyć się w lesie. Spać więcej niż trzeba. Nic nie mówić. Pić wino. Patrzeć w ogień. Zanurzyć się w sobie. Słuchać śpiewu ptaków. Patrzeć na rozgwieżdżone niebo. Brodzić stopą w strumyku. Zwolnić. Zmęczyć się. Roześmiać. Zasmucić. Zjeść więcej niż trzeba. I w ogóle robić co nie trzeba. Nie mieć Internetu. Wyłączyć telefon. Nie mieć planów. Iść przed siebie. Nie patrzeć za siebie. Odpocząć. Zebrać siłę na kolejne ciężkie dni w pracy. Takie to Roztocze właśnie. Trochę zimne....










niedziela, 2 września 2012

schyłek lata

Koniec wakacji. Koniec upalnych dni, ciepłych nocy.... Odrobinę żalu i tęsknoty za słońcem...
A właściwie to ja czekam na jesień.
W tym roku jesienią, jak będę miała szczęście, to spełnię swoje marzenie. Jeden krok za mną.
Po 20 września, drugi. Trzymajcie kciuki, bo mi bardzo zależy.

Dzisiaj, oprócz sympatycznej kawy w Kawce i szybkich, nieudanych zakupów, upiekłam ciastko. Jeszcze letnie. Przepis jak na to z porzeczkami. Tym razem piankę wymieszałam z malinami i borówką.  Wygląda nice. Tymczasem biegnę do kina. Pa!



sobota, 25 sierpnia 2012

podsłuchane i kupione na Ruskiej ;)

Poranek. Ponury. Przygnębiający. I smutny. Wczoraj zostałam w domu na własne życzenie, czego potem szczerze żałowałam. Zajmowanie się pracą w piątkowy wieczór nie jest najlepszym pomysłem. Ale trudno. Nie będę się użalać nad sobą i mimo posępnego humoru postanowiłam dzień wykorzystać na maksa. Szybkie śniadanie (kawa, jogurt naturalny z muesli i garstką suszonej żurawiny), błyskawiczny prysznic, krótki spacer z psem i wycieczka na targ. A tam... warzywa, grzyby, świeże owoce, kwiaty.. Wybierać, przebierać, kupować, gotować i jeść. I ten podsłuchany tekst: "po gruszkach mnie sadzi". Kocham te babuszki.







Wracałam obładowana zakupami. Przydałby mi się jakiś wózek, choć czasem zastanawiam się po co aż tyle kupuję? Naprawdę. Czasem mnie poniesie. Tak po prostu. Odkąd staram się być na diecie, kupuję tyle ile potrzeba. Te duże zakupy tłumacze sobie takimi dniami, kiedy myślę, że nic innego, fajnego mi się nie przytrafi....


Później spakowałam siatę niepotrzebnych ubrań i biżuterii i ruszyłam do Cafe Heca. W ostatnią sobotę miesiąca w kawiarni odbywa się ŁAP CIUCH - impreza otwarta dla wszystkich, którzy chcą się wymieniać, sprzedawać, kupować... Genialna inicjatywa.
Pamiętam jak organizowałyśmy sobie z dziewczynami babskie wieczory połączone z wymianą. Nie brakowało ciuchów, dobrego jedzenia no i oczywiście wina.
Rozłożyłam mój kramik. Udało mi się zarobić na czarną ekstra sukienkę Silence&Noise, łączącą elegancję z moim luźnym stylem. Tania nie była, ale moje zdolności wyłudzania zniżek zadziałały i kupiłam ją naprawdę po okazyjnej cenie. Już nawet wiem, gdzie ją założę.
Popołudniu w domu zajęłam się sprzątaniem. I nie wiem czemu zrobiłam brownie. To zimowe ciacho. Najlepsze z gorącą herbatą, ciepłym kocem i dobrą książką. Tęsknię za zimą?


I jeszcze jedna fajna rzecz. Na balkonie zasadziłam wrzos. Uwielbiam pola wrzosowe, zawsze przywołuję je na myśl, kiedy mam się zrelaksować. Namiastka błogości od dziś w zasięgu wzroku.


Ten dzień zakończy się filmowo. Powtórka z "Blue Valentine" i wczoraj przypomnianych "Granic miłości".

wtorek, 21 sierpnia 2012

pasta pesto parmezan

Kiedy myślę do włoskiej kuchni mówię pesto. Świeże, pachnące i intensywne w smaku. Składniki na obiad, który przyrządziłam w 8 minut przywiozłam z Włoch. Przywiozłam wszystkiego tak dużo, że mogę cieszyć się tym smakiem do zimy. A jakie było zdziwienie taksówkarza! Co Pani ma w tych walizkach, że one takie ciężkie?! - Jedzenie.

Pesto robione jest domowym sposobem:
- bazylia posiekana
- roztarte orzeszki piniowe
-  parmezan otarty
- odrobina soli
Mieszamy, do słoika, odstawiamy.

Zielony sos przed połączeniem z pastą podgrzewamy w wodnej kąpieli.

Sosu można używać do grillowanych kanapek, warzyw i jako baza do pizzy, zamiast tradycyjnego sosu pomidorowego.

Trzy "pe".



Zielono mi i spokojnie.
Zielono mi, bo dłonie masz
jak konwalie.
Noc pachnie nam jak ten młody las,
popielaty, pełen mgły *


Wczoraj dostałam wspaniały prezent. Obiektyw makro. Analogowy staroć, jak określił go Maciej. Działa i jest genialny!

* Fragment tekstu Agnieszki Osieckiej "Zielono mi".

środa, 8 sierpnia 2012

ciasto z porzeczkami i bezą

Zrobiłam dwa. Jedno lepsze od drugiego. Kwaskowate, orzeźwiające, smaczne, kruche i soczyste jednocześnie. Znalazłam ekstra przepis na kruche ciasto. Oczywiście na blogu Agaty. Trochę ten przepis zmodyfikowałam, ale dopiero za drugim razem. Łatwo i szybko się robi to ciastko. Piecze się jeszcze szybciej. A z brytfanki znika najszybciej.

Ciasto:
3 żółtka
2/3 szklanki cukru pudru
cukier waniliowy
1 1/2 szklanki mąki pszennej
3 łyżki mąki ziemniaczanej
3 łyżki masła (czubate)
5 łyżek mleka
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Pianka:
3 białka
4 łyżki cukru pudru
odrobina soku z cytryny
porzeczki

Rozpuszczamy masło i je studzimy. Ucieramy żółtka z cukrem pudrem i cukrem waniliowym. Dodajemy przesiana make pszenną,ziemniaczana i proszek do pieczenia.Mieszamy drewniana łyżką (to zamiast siekania maki i żółtek jak tradycyjnie się robi w przypadku ciasta kruchego). Dodajemy masło i mleko. Wyrabiamy ciasto. Wykładamy je do brytfanki. Wstawiamy do pieca na kilkanascie minut. Ubijamy białko, dodajemy cukier puder i sok z cytryny. Mieszamy z porzeczkami. Wykładamy masę na zapieczony spod. Wkładamy do pieca na ok. 10 min az białko sie zrobi koloru złotego. I tyle.

Ciasto wyrosło ładnie, pachniało w całym domu. Wszystkim, którzy próbowali i zechcieli się podzielić uwagami smakowało. Mi też, ale... No właśnie. Po pierwsze spod był za duży. po drugie sok z porzeczek puścił i się rozlał w ciasto. Po trzecie za długo zapiekała spód. Po czwarte wcześnie wyjęłam ciasto z pieca i pianka zrobiła się gumowata. W smaku było ekstra, ale wyglądało nie najlepiej.

Dzisiaj uparcie postanowiłam zrobić doskonałą wersję. Składniki te same, choć zrezygnowałam z mleka a dodałam odrobinę więcej masła. Wzięłam większa brytfankę - tartownicę i wyłożyłam ciasto - cienko! Zapiekłam spód. Ubiłam też białko razem z cukrem pudrem. Potem dodałam cytrynę. I w tym tkwi chyba sekret. No może jeszcze krócej trzymałam ciasto w piekarniku i pozostawiłam je do ostygnięcia właśnie w piecu. Pianka zrobiła się chrupiąca. O to mi chodziło!





Wybaczcie jakość zdjęć. Aparat, którym zwykle robię zdjęcia jest w Edynburgu :) i tam robi super foty. Ale mam jeszcze jedno małe cudeńko. Mała tarta.

sobota, 4 sierpnia 2012

Ekologiczny bazarek

Lubię takie wycieczki, kiedy Lublin jest jeszcze mało rozbudzony, słońce wydostaje się zza chmur, wieje lekki wiatr a wokół jest dużo dobrego jedzenia. Fajna inicjatywa z tym EkoBazarem. Rano klientów było niewielu, zaglądali nieśmiało. Mam nadzieję, że później zwiedzających, smakujących i kupujących było więcej. Bo choć stoisk rozłożyło się kilka, to było w czym wybierać. Sery, wędliny, warzywa, owoce, zioła, mąki, oleje i naleweczki. Wszystko ekologiczne, naturalne, świeże. Naprawdę miła atmosfera. I tak ma być co tydzień! Kupiłam dynię na zupę, którą jutro będziemy gotować, ogórki małosolne (przepyszne), ser kozi z dodatkiem czrnuszki (uwielbiam tą nazwę) i biały ser z mleka krowiego przyprawiany czosnkiem niedźwiedzim z dodatkiem szczypiorku i zielonej pietruszki. Zachęcam do zakupów i zdrowego, smacznego jedzenia.